piątek, 19 lipca 2013

Gałczyński


W oczekiwaniu na pociąg do Poznania czytam artykuł o chorobie Alzheimera, napisany dość żartobliwym tonem, ale mimo wszystko przerażający. Kawa w termoturbokubku jeszcze ciepła. Na dworcu pojawia się trzech policjantów. Patrzę przez okno na parking przed budynkiem. Pojawiają się policyjne samochody, a w nich jeszcze więcej opancerzonych i gotowych na wszystko mężczyzn. Idę na peron i wchodząc po schodach w górę już widzę cały oddział. Kilkadziesiąt metrów dalej trochę speszeni kibice. Wsiadam do osiemnastego wagonu i znajduję swój przedział, a dziwne twarze zaglądają do środka i wydają z siebie niezrozumiałe mi dźwięki. W plastikowej reklamówce kilka butelek piwa, a w plecaku drożdżówki, bo przecież trzeba mieć dużo siły na takie kibicowanie. Pociąg rusza, pada komunikat zapraszający podróżnych udających się na mecz do dwóch ostatnich wagonów, ale następują problemy z jego odbiorem i dopiero po kilkunastu minutach za pomocą argumentu "wysiadaj i idź tam albo cię za uszy wyciągnę" udaje się przekonać oporne jednostki. Z kibicami Motoru Lublin nie można zadzierać i trzeba umieć się dogadać.
Zastanawiam się co gdyby nagle wszyscy ci chłopcy w szeleszczących dresach zapomnieli po co jadą do Warszawy. Znaleźli by inne zainteresowania, np. taniec współczesny albo liczenie całek? Zaczęliby rozmawiać o literaturze? Dlaczego piłka nożna jak żaden inny sport przyciąga rzesze jakby ogłuszonych ludzi, którzy dla klubu są w stanie poświęcić kilka zębów, a kibicowanie sprowadzają do naplucia fanom przeciwnej drużyny w twarz? Nie rozumiem zachwytu piłką nożną, jest przecież tyle piękniejszych dziedzin sportu, których kibicom udaje się zachować klasę.