piątek, 5 lipca 2013

Turystki w Poznaniu












Ordnung muss sein- Alicja i Lena wkraczają do akcji!


SMUTECZEK! >
W Poznaniu od kilku dni furorę robią miejskie regały z książkami. Miały zachęcić do czytania i ułatwić wymianę książek. Te z miejskich regałów znikają błyskawicznie, ale nie zawsze zostają w rękach czytelników. Można je kupić na aukcjach w internecie.
Darmowe biblioteczki stanęły m.in. na starym rynku, placu Wolności, czy w pobliżu Zamku na ul. Fredry.

Zainteresowanie książkami jest ogromne. Z regału na ul. Fredry, którym opiekuje się Michał Janiszewski z poznańskiego Zamku, od soboty zniknęło ok. 1,8 tysiąca książek. Gdyby pan Michał codziennie nie uzupełniał półek, świeciłyby pustkami, a przecież nie taka była idea. - Największym wzięciem cieszy się beletrystyka i nowe pozycje. Te znikają w ciągu 2-3 godzin po ich wyłożeniu. Ludzie chętnie biorą też książki filozoficzne, polityczne, o tematyce społecznej i albumy. Wielu poznaniaków miejskie regały traktuje jako świetną okazję do zdobycia często poszukiwanych na rynku bestsellerów. I to za darmo - opowiada.
http://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/1,114873,12561471,Regaly_z_darmowymi_ksiazkami_w_Poznaniu__Zamiast_do.html

Prasówkowo


Ten chłopiec miał jakieś 6 lat. Był starannie przygotowany do wyrzucenia - owinięty w męską jesionkę, jakieś szmaty. Wypadł na pobocze. Ale potem już słychać było tylko strzały... - wspomina jeden z mieszkańców Łap, pamiętający wstrząsające historie z czasów wojny, gdy z jadących przez miasteczko pociągów z Białegostoku do Treblinki Żydzi wyrzucali swoje dzieci. Dramatyczne wydarzenia sprzed 70 lat przypomina dokument "Wyrzutki" w reż. Tomasza Wiśniewskiego i Sławomira Grunberga.
Kilkunastominutowy film - choć zebrał już kilka nagród na międzynarodowych festiwalach - w Białymstoku wcześniej nie był pokazywany. Premierowy pokaz miał w piątkową noc (21.06) w operowym amfiteatrze, w ramach trwającego tam Kina Letniego. Ów nocny pokaz był szczególny w atmosferze - najpierw wyświetlono film o dramacie w Łapach, potem - "Pokłosie" Władysława Pasikowskiego, inspirowane zbrodnią w Jedwabnem.

"Wyrzutki" w kilkunastu minutach opowiadają o jednym z wątków deportacji Żydów w 1943 roku z okręgu białostockiego do obozu zagłady w Treblince. Droga transportu prowadziła przez miasteczko Łapy, kilkanaście kilometrów od Białegostoku. Zrozpaczeni rodzice wyrzucali swoje dzieci przez niewielkie okienka w wagonach, chcąc w ten sposób ocalić je przed śmiercią. Film to relacja naocznych świadków, pamiętających wciąż wstrząsające obrazy. Na dokumentalną narrację składają się też archiwalne zdjęcia i przejmujące rysunki Stanisława Żywolewskiego z Hajnówki, który w prostej, ale wymownej formie zilustrował opowieści mieszkańców o tamtych wydarzeniach (rysunki można cały czas oglądać w gmachu opery).

Cały tekst: http://bialystok.gazeta.pl/bialystok/1,35241,14149821,Wierzyli__ze_jak_wyrzuca_dzieci_z_pociagu__to_choc.html#Cuk#ixzz2YAGmSf8e

Temu samemu człowiekowi ludzie gotowi są pomóc albo przejść obok niego obojętnie. Wszystko zależy od tego, w co jest ubrany. Takie są wyniki eksperymentu przeprowadzonego w jednym z najbardziej ruchliwych miejsc Warszawy.
Historie o tym, że nikt nawet nie zatrzymał się przy osobie, która ewidentnie potrzebowała pomocy, że ktoś umarł wśród przechodniów - słyszeliśmy wiele razy. Wzdrygamy się, ale zaraz myślimy: "To niemożliwe". Bo czy rzeczywiście możliwe, żeby ludzie dokonywali "selekcji" tych, którym udzielą pomocy? Tym bardziej że ponad 70 proc. Polaków deklaruje, że pomaga innym (tak wynika z badania CBOS).

Cały tekst: http://wyborcza.pl/1,75478,14226402,Polak_ci_pomoze__Jesli_odpowiednio_wygladasz__EKSPERYMENT_.html#MT#ixzz2YAG8iRex


Bezpieczne, przyjazne, tolerancyjne - takie powinny być polskie szkoły. Niestety często mają one bardzo mało wspólnego z poczuciem bezpieczeństwa. Alternatywą dla polskiej edukacji może być pedagogika waldorfska, która jest coraz bardziej popularna w naszym kraju, ale i również budzi coraz więcej kontrowersji...
Szkoła Waldorfska radykalnie różni się od znanych nam tradycyjnych szkół. Jako osobliwy w swej istocie pedagogiczny wzorzec zakłada zastąpienie zakorzenionych w narodowej mentalności, przynajmniej starszej części narodu, zimnych wnętrz, pełnych rwetesu towarzyszącego młodzieży szkolnej - przyjaznym, spokojnym i kolorowym wnętrzem lekcyjnych sal. Poczucie bezpieczeństwa i wspólnoty odczuwalne jest w tym modelu zaraz po przekroczeniu progu szkoły.

Ten rodzaj szkoły stanowi samorządną placówkę oświatową będącą jednocześnie jednostką zrzeszającą młodych ludzi. Obecnie posiada uprawnienia szkoły publicznej - o statusie szkoły eksperymentalnej, na podstawie decyzji Ministra Edukacji Narodowej z dnia 19 kwietnia 2011 r.

Cały tekst: 






czwartek, 4 lipca 2013

Krótki, lecz przydatny instruktaż różnych form obywatelskiego nieposłuszeństwa

Spośród wielu form nieposłuszeństwa, które opisuje Woody Allen w swojej książce pt. "Obrona szaleństwa", najbardziej spodobała mi się demonstracja.


"W demonstracji najważniejszą sprawą jest to, że musi ona być widoczna. Stąd właśnie termin: "demonstracja". Jeśli ktoś demonstruje prywatnie w swoim domu, to technicznie biorąc, nie jest to żadna demonstracja, lecz tylko "robienie z siebie wała" albo "zachowywanie się jak dupek".

Świetnym przykładem demonstracji była słynna Bostońska Herbatka, podczas której występni Amerykanie, przebrani za Indian, zrzucili do portu brytyjską herbatę. Później Indianie przebrani za występnych Amerykanów zrzucili do owego portu prawdziwych Brytyjczyków. Następnie zaś Brytyjczycy przebrani za herbatę powrzucali się wzajemnie do portu. Na koniec zaciężni Germanowie, odziani jedynie w kostiumy z Trojanek, wskoczyli do basenu portowego bez żadnej widocznej przyczyny.

Gdy się demonstruje, dobrze jest nieść planszę określającą swoje żądania. Sugerujemy takie postulaty, jak np. /1/ zmniejszyć podatki, /2/ zwiększyć podatki oraz /3/ nie krzywić się na Persów."



A skoro jesteśmy już w temacie Amerykanów...
Dzisiaj Stany Zjednoczone obchodzą swoje 237 urodziny! 
Happy 4th of July!

poniedziałek, 1 lipca 2013

Marto!

Prowokuję Cię. Opisz to!
Jestem zaintrygowana


The man that calls himself Jesus.

                             

Obiecałam już sto lat temu relację z powstania Jesusa. I tu powinnam się pochylić nad nazewnictwem: Jesus jest tak naprawdę mym Ojcem, który na początku był tylko portretem graficznym na formacie a3.. ale za namową pewnego Holendra stał się mężczyzną w średnim wieku stworzonym na cztery ręce w formacie (bagatela) 10 na 7 metrów. Nadano mu imię Jesus. A zaczęło się tak:  w me życie wleciało stado ludzi szalonych - winter exchange students. Moim zadaniem było ich ugościć w niegościnnej (na pierwszy rzut oka) Danii. Oczywiście nie ja nimi a oni mną się zajęli. Mogłam się bronić na wszelkie sposoby - zawsze do wszystkiego udawało im się mnie namówić. Pewnego wieczoru całe towarzystwo wpadło do mego mieszkania i Roy zapytał czy byłabym w stanie jedną z mych grafik naszkicować na dziesięciometrowej ścianie. Powiedziałam, że nie. Ale reszta towarzystwa uznała, że tak. Zapomnieliśmy o zajęciach i pracy - zabraliśmy się do tworzenia Jesusa. Dwa dni później zmartwychwstał... Troszku się powiększony Tatko zniekształcił... ale za to jakie spojrzenie i fryz! Proszę docenić bo podarłam rajstopki i prawie spadłam z tej drabiny na pysk. 


Zdjęcia:
Curnán O'Connell, Ni Nanele, Tomasz Siniakiewicz.
























Jest i historia gratisowa > ukradłam z facebook'a Jandy pyszną anegdotkę. Popłakałam się ze śmiechu. Uwielbiam takie. Bardzo bardzo.


Jechałam taksówką. Telefon.
Syn : Mamo nie wiesz gdzie jest moje świadectwo maturalne? Dziś ostatni dzień zgłoszeń na studia, przeszukałem cały dom i nie mogę znaleźć!
Ja: Zawsze wszystko robisz w ostatniej chwili! Ja z wami zwariuję! Poproś babcię, ona szuka najlepiej. Są w domu tylko trzy miejsca gdzie to może być. Ale moim zdaniem w szyfonierze, przy biurku.
Syn: Szukałem nie ma.
Ja: Nie denerwuj mnie. I wyjeżdżaj już po mnie! Spóźnisz się!
Syn: Nie mogę wyjechać, muszę to znaleźć, zeskanować i wysłać. To ostatni dzień!
W taksówce że mną jechała Małgosia , Iwona, Ewa, Hubert i pies cziłała.
Małgosia: Niech odwróci kubek i szuka!
Ja: Co?
Małgosia: Niech odwróci kubek do góry dnem i szuka. Znajdzie, to działa.
Ja: Synku odwróć kubek do góry dnem i szukaj. Podobno znajdziesz!
Syn: Mamo, jaki kubek? Ja idę na fizykę, mamo! Jakim dnem? Idę poprosić babcię, żeby szukała ze mną.
Ja: Wyjeżdżaj jak najszybciej! Spektakl kończę o 22: 30. Rano mam samolot! Nie zdążę się spakować!
Syn: Nie mogę wyjechać! Muszę to znaleźć! Szukam.
Małgosia: - Niech odwróci kubek! Ja ci mówię.
Dzwonię do mamy.
Ja: Mamo, zanim zaczniesz szukać , odwróć kubek do góry dnem i postaw na stole.
Mama zupełnie niezdziwiona : Kubek? A może być filiżanka?
Ja: Małgosiu czy może być filiżanka?
Małgosia: - Wszystko jedno.
Ja: Mamo, lepiej kubek.
Mama : Dobrze odwracam czerwony kubek i szukam. Pani Basia mówi, żeby się pomodlić do Św. Antoniego.
Ja: No to się módl, nie zaszkodzi. Tylko niech on już po mnie wyjeżdża!
Wysiadamy z taksówki.
Ja: Cholera, moim zdaniem to w tym sklepie, tutaj, wczoraj zgubiłam mój kolczyk
Małgosia : Może wstąpimy tam jeszcze raz i ja poszukam?
Ja: Małgosiu szukałam, byłam tam wczoraj z pięć razy i w innych sklepach też. Nie ma.
Ewa: Ja bym jeszcze raz spróbowała.
Ja: Dobrze, tylko kupię kubek.
Kupiłam szybko, nieopodal w sklepie, śliczny porcelanowy kubek.
Hubert z cziłałą: A to był drogi kolczyk?
Ja: Drogi.
Małgosia: No to idziemy szukać.
Telefon.
Mama: Krysiu, znaleźliśmy!!! W zupełnie nieoczekiwanym miejscu. Całkowity przypadek!
Małgosia: A czy mama się modliła do Św. Antoniego?
Ja: - Mamo, modliłaś się jednocześnie do Antoniego?
Mama: Tak.
Małgosia : Cholera, to nie wiadomo co pomogło! Ale moim zdaniem kubek.
Ja: Mamo czy on to już wszystko wysłał? Już jest na tej fizyce? No to teraz niech wyjeżdża, bo ja nie zdążę jak przyjedzie za późno.
Wchodzimy do sklepu.
Ja : Przepraszam przyszłam jeszcze raz poszukać tego kolczyka. Małgośka wyjmuj i odwracaj kubek!
Panie w sklepie:- Myśmy już tu wszędzie szukały, nie ma. Od wczoraj szukamy. Musiała pani zgubić gdzie indziej.
Ewa wyjęła kubek, Hubert go odwrócił. Cziłała nic nie rozumiała, od jakiegoś czasu zresztą.
Ja: Szukam w przymierzalni.
Małgosia: My wszędzie. Tylko się nie módlmy się do Antoniego bo nie będzie wiadomo.
Ja: Ok. Nie ma.
Małgosia: Niemożliwe! Kubek odwrócony. Teraz ja tam szukam .
Małgosia zeszła na czworaka.
Panie ze sklepu: - Ubrudzi się pani !
Małgosia nurkując pod krzesło: Proszę pani, ja pracuję w teatrze. Brudzę się każdego dnia. Nawet pani nie wie, jaka to jest brudna praca!
Panie się trochę zdziwiły. A my zajęci szukaniem nie zdążyliśmy nic dodać do tego wyznania.
Małgosia: Jest!
Ja: Co?
Ewa: Co?
Hubert : Co? Jest!?
Panie ze sklepu: Jest kolczyk? ! Niemożliwe!!!
Małgosia : No jest! Kubek działa! Modliłaś się może jednocześnie?
Ja : Nie!
Wszyscy krzyknęli: Nie! Nie modliliśmy się ! Spojrzeliśmy podejrzliwie na cziłałę.
Małgosia: No to to kubek! Kubek działa! Kolczyk się znalazł, a syn zdążył na fizykę!
Wyszliśmy kupując dodatkowo różowy turban, meksykańską spódnicę z lusterkami, narzutkę wyszywaną orientalną i indiańskie buty.

niedziela, 30 czerwca 2013

Zagubiona rolka

Part one by me.
Małych dzieci lękam się śmiertelnie. Zwłaszcza gdy dzierżą piłę marki Bosch w prawicy i różdżkę Potter'a w lewicy... Lub gdy wściekle odgrażają się mieczem Aragorna. Tymczasem Zofia gra anioła - a to diablica wcielona. Trzeba im przyznać, że z niczego tworzą barwne światy. Ciekawe co z nich wyrośnie - gruszki na wierzbie, czy śliwki na sośnie?
Rozdział drugi: fotografie duńskie Agnieszki Białek. Dwa kraje, dwa światy, inne twarze - wszystko wypalone na jednej rolce papieru fotograficznego. Cudem odnaleziono. Magia.   





















"Fotografia tradycyjna ma wiele zalet w porównaniu z fotografią cyfrową. Na przykład dla fotografii tradycyjnej na nośnikach srebrowych, wciąż zaletą pozostaje rozdzielczość, nawet przy użyciu małego formatu. Dla przykładu, negatyw Fomapan Creative 200 według danych producenta osiąga zdolność rozdzielczą na poziomie 110 linii/mm. Oznaczałoby to przybliżony ekwiwalent 12 100 pkt obrazu na mm2 filmu. Przy rozmiarze klatki 36x24mm oznacza to w przybliżeniu 10 454 400 pkt obrazu. Przewyższa to zdolność rozdzielczą większości współczesnych aparatów cyfrowych, zwłaszcza że producenci tych ostatnich używają oznaczenia (w Megapikselach) pomijając fakt, że aparaty te używają filtrów Bayera. Mamy także (nawet w najtańszych modelach aparatów "tradycyjnych") do czynienia z większym obszarem światłoczułym (w aparatach cyfrowych odpowiednik to "sensor pełnoklatkowy", dostępny tylko w profesjonalnych modelach). Dla filmu w średnim formacie, moglibyśmy mówić o 43 560 000 pkt (43 MPix). Istnieją także materiały o większej rozdzielczości, np. filmy Ilford."