poniedziałek, 1 lipca 2013

The man that calls himself Jesus.

                             

Obiecałam już sto lat temu relację z powstania Jesusa. I tu powinnam się pochylić nad nazewnictwem: Jesus jest tak naprawdę mym Ojcem, który na początku był tylko portretem graficznym na formacie a3.. ale za namową pewnego Holendra stał się mężczyzną w średnim wieku stworzonym na cztery ręce w formacie (bagatela) 10 na 7 metrów. Nadano mu imię Jesus. A zaczęło się tak:  w me życie wleciało stado ludzi szalonych - winter exchange students. Moim zadaniem było ich ugościć w niegościnnej (na pierwszy rzut oka) Danii. Oczywiście nie ja nimi a oni mną się zajęli. Mogłam się bronić na wszelkie sposoby - zawsze do wszystkiego udawało im się mnie namówić. Pewnego wieczoru całe towarzystwo wpadło do mego mieszkania i Roy zapytał czy byłabym w stanie jedną z mych grafik naszkicować na dziesięciometrowej ścianie. Powiedziałam, że nie. Ale reszta towarzystwa uznała, że tak. Zapomnieliśmy o zajęciach i pracy - zabraliśmy się do tworzenia Jesusa. Dwa dni później zmartwychwstał... Troszku się powiększony Tatko zniekształcił... ale za to jakie spojrzenie i fryz! Proszę docenić bo podarłam rajstopki i prawie spadłam z tej drabiny na pysk. 


Zdjęcia:
Curnán O'Connell, Ni Nanele, Tomasz Siniakiewicz.
























Jest i historia gratisowa > ukradłam z facebook'a Jandy pyszną anegdotkę. Popłakałam się ze śmiechu. Uwielbiam takie. Bardzo bardzo.


Jechałam taksówką. Telefon.
Syn : Mamo nie wiesz gdzie jest moje świadectwo maturalne? Dziś ostatni dzień zgłoszeń na studia, przeszukałem cały dom i nie mogę znaleźć!
Ja: Zawsze wszystko robisz w ostatniej chwili! Ja z wami zwariuję! Poproś babcię, ona szuka najlepiej. Są w domu tylko trzy miejsca gdzie to może być. Ale moim zdaniem w szyfonierze, przy biurku.
Syn: Szukałem nie ma.
Ja: Nie denerwuj mnie. I wyjeżdżaj już po mnie! Spóźnisz się!
Syn: Nie mogę wyjechać, muszę to znaleźć, zeskanować i wysłać. To ostatni dzień!
W taksówce że mną jechała Małgosia , Iwona, Ewa, Hubert i pies cziłała.
Małgosia: Niech odwróci kubek i szuka!
Ja: Co?
Małgosia: Niech odwróci kubek do góry dnem i szuka. Znajdzie, to działa.
Ja: Synku odwróć kubek do góry dnem i szukaj. Podobno znajdziesz!
Syn: Mamo, jaki kubek? Ja idę na fizykę, mamo! Jakim dnem? Idę poprosić babcię, żeby szukała ze mną.
Ja: Wyjeżdżaj jak najszybciej! Spektakl kończę o 22: 30. Rano mam samolot! Nie zdążę się spakować!
Syn: Nie mogę wyjechać! Muszę to znaleźć! Szukam.
Małgosia: - Niech odwróci kubek! Ja ci mówię.
Dzwonię do mamy.
Ja: Mamo, zanim zaczniesz szukać , odwróć kubek do góry dnem i postaw na stole.
Mama zupełnie niezdziwiona : Kubek? A może być filiżanka?
Ja: Małgosiu czy może być filiżanka?
Małgosia: - Wszystko jedno.
Ja: Mamo, lepiej kubek.
Mama : Dobrze odwracam czerwony kubek i szukam. Pani Basia mówi, żeby się pomodlić do Św. Antoniego.
Ja: No to się módl, nie zaszkodzi. Tylko niech on już po mnie wyjeżdża!
Wysiadamy z taksówki.
Ja: Cholera, moim zdaniem to w tym sklepie, tutaj, wczoraj zgubiłam mój kolczyk
Małgosia : Może wstąpimy tam jeszcze raz i ja poszukam?
Ja: Małgosiu szukałam, byłam tam wczoraj z pięć razy i w innych sklepach też. Nie ma.
Ewa: Ja bym jeszcze raz spróbowała.
Ja: Dobrze, tylko kupię kubek.
Kupiłam szybko, nieopodal w sklepie, śliczny porcelanowy kubek.
Hubert z cziłałą: A to był drogi kolczyk?
Ja: Drogi.
Małgosia: No to idziemy szukać.
Telefon.
Mama: Krysiu, znaleźliśmy!!! W zupełnie nieoczekiwanym miejscu. Całkowity przypadek!
Małgosia: A czy mama się modliła do Św. Antoniego?
Ja: - Mamo, modliłaś się jednocześnie do Antoniego?
Mama: Tak.
Małgosia : Cholera, to nie wiadomo co pomogło! Ale moim zdaniem kubek.
Ja: Mamo czy on to już wszystko wysłał? Już jest na tej fizyce? No to teraz niech wyjeżdża, bo ja nie zdążę jak przyjedzie za późno.
Wchodzimy do sklepu.
Ja : Przepraszam przyszłam jeszcze raz poszukać tego kolczyka. Małgośka wyjmuj i odwracaj kubek!
Panie w sklepie:- Myśmy już tu wszędzie szukały, nie ma. Od wczoraj szukamy. Musiała pani zgubić gdzie indziej.
Ewa wyjęła kubek, Hubert go odwrócił. Cziłała nic nie rozumiała, od jakiegoś czasu zresztą.
Ja: Szukam w przymierzalni.
Małgosia: My wszędzie. Tylko się nie módlmy się do Antoniego bo nie będzie wiadomo.
Ja: Ok. Nie ma.
Małgosia: Niemożliwe! Kubek odwrócony. Teraz ja tam szukam .
Małgosia zeszła na czworaka.
Panie ze sklepu: - Ubrudzi się pani !
Małgosia nurkując pod krzesło: Proszę pani, ja pracuję w teatrze. Brudzę się każdego dnia. Nawet pani nie wie, jaka to jest brudna praca!
Panie się trochę zdziwiły. A my zajęci szukaniem nie zdążyliśmy nic dodać do tego wyznania.
Małgosia: Jest!
Ja: Co?
Ewa: Co?
Hubert : Co? Jest!?
Panie ze sklepu: Jest kolczyk? ! Niemożliwe!!!
Małgosia : No jest! Kubek działa! Modliłaś się może jednocześnie?
Ja : Nie!
Wszyscy krzyknęli: Nie! Nie modliliśmy się ! Spojrzeliśmy podejrzliwie na cziłałę.
Małgosia: No to to kubek! Kubek działa! Kolczyk się znalazł, a syn zdążył na fizykę!
Wyszliśmy kupując dodatkowo różowy turban, meksykańską spódnicę z lusterkami, narzutkę wyszywaną orientalną i indiańskie buty.

2 komentarze:

Irish Potato pisze...

JezusMaria Swietne! Czerwony Najlepszy! Zazdroszczę procesu! Tak czym!

Joanna von Mruff pisze...

Dobra robota!