poniedziałek, 23 września 2013

Narysuj kobiecy wiersz

Bujam się internetowo, konkursów szukam.
Znalazłam bardzo ciekawy, organizowany przez portliteracki.pl
Należy wybrać jeden z 150 wierszy i przedstawić go w formie komiksu.
Smacznie!
Cały dzień pada.
Łóżko, herbata i 150 wierszy.
Przeczytałam wszystkie.
Na razie nie zdecydowałam się na ten jeden jedyny.
Ale niektóre siedzą mi w głowie.
Wiercą, smęcą, nęcą.
Dzielę się i proszę o pomoc w wyborze.

3. Barbara Klicka

Alfaville

Śni się i nie śpi. Naniesione do głowy hałdy plaży – muszle, kamyki
i kwarc. To nie jest łagodny widok, to rysunek wniknięcia, o które nikt
nie prosił. Strach i koc na ucho, jakby zły duch mógł stosować metody
szczypawek.
I drży się, i się sobie wyświetla. Na przykład, że nową kanapę trzeba
sprzedać i natychmiast ktoś na niej umiera, oczywiście z naszego
powodu. Na przykład, że przyznaję się do wszystkiego wszystkim, a ty
tylko patrzysz.

4. Maria Cyranowicz

also das kind

Kiedy dziecko było dzieckiem,
świat nie był całkiem niedobry.
Mleko smak miało metalu i dziecko
dmuchało zawzięcie do kubka.
Biały garb marszczył się pod kożuchem,
a w oczach kwitły ciemne plamki.
Kiedy dziecko było dzieckiem,
przeglądało się w tęczówkach łyżeczek
i wszystko stawało na głowie.
Dziecko jadło chleb z masłem lub płatki owsiane.
Codziennie dziecko układało
świat z kolorowych sześcianów, bardzo niestabilny.
Wtedy każdy palec mógł się okazać zawleczką,
każde mrugnięcie powieką – sygnałem apokalipsy,
kiedy dziecko było dzieckiem.
Dziś, kiedy dziecko jest dzieckiem,
umie już kontrolować zdziwienie czarnych brwi.
Udaje, że nie widzi, jak się z wrażenia
otwierają okna. Nie dostrzega szaleństwa
figlującego w prześwietlonych oczach. Patrzy,
a na dole betonowe płyty. I czysto. Jak po nikim.

7. Kamila Pawluś

centrala, tracimy zasięg

jak co dzień rano George opuścił wynajęty pokój
i samochodem, a potem ruchomymi schodami
dotarł na miejsce, w którym nie był już swój,
tylko włączył laptopa, położył na biurku iPhone’a
i poszedł zrobić kawę, później pogadał trochę przez gg,
zagrał w pasjansa, gdy wszyscy sądzili, że zajmuje się
strategicznym kodem dot. pewnej istotnej funkcjonalności
zrobił sobie kolejną przerwę w przerwie,
zamówił zupę i gapił się w talerz, aż powiedziałem
do niego „hej, George”, a on wstał i wylał zawartość
naczynia na swoją głowę („chyba cię pojechało, George”)
po czym wyszedł; jego twarz pokryta chińskim makaronem
śniła mi się jeszcze raz czy dwa.

17. Justyna Bargielska

Jak sobie radziła bez M.

Weszła do kuchni, otwarła kredens,
podniosła wieko cukierniczki, szczypczykami
jak palce gruźlika wyjęła kostkę,
położyła na stole, strumieniem nadpłynęły
mrówki. Otwarła lodówkę. Otwarła szafkę
pod zlewem, słoik z homunculusem, co stał
obok kubła na śmieci, puszkę szprotek,
wylała do klozetu, ach, wolność. Otwarła szafę,
trochę późno, zdążył już uschnąć z tęsknoty ten,
który tam siedział. Wysunęła do połowy
wszystkie szuflady. Zdjęła sukienkę.
Wydostać się z ciała jak z płonącego auta
zanim będzie
za późno.

20. Kornelia Piela

Kartka na lodówce

I co nam zostało, kochana, powiedz, co nam zostało?
Generalna zbieżność poglądów, coraz droższe kremy,
niepusta puszka po kawie z drobnymi na chemię,
parę starych kawałków, jakieś nowe szkice.
Gdzież podział się, dziecko, nasz mocny rekwizyt?
Majtki z dniami tygodnia, wyliczone szlugi,
przesadne umiarkowanie w jedzeniu i tyciu,
małe szaleństwo wliczone w codzienne tabletki.
Zapasowa szczoteczka, gdyby został na noc,
kawa, by się obudzić i mleko, by zasnąć,
sny – średni standard tutaj, czyli nigdzie.
I napisz mi w liście coś jeszcze o buncie,
że nie ma przeciw czemu, choć i tak miałam rację,
gdy zgoliłam włosy w przypływie fantazji.

29. Julia Szychowiak

[Łóżko, w którym leżę, puste]

Łóżko, w którym leżę, puste,
czyjaś krew na poduszce. Sen byłby
szczęściem, gdyby wierzyć szczęściu.
Nie pamiętam tej kobiety, w której chodzę
i z którą sypiam. Cudzym oddycham, w cudze
włosy wsuwam dłonie. Kim piszę,
kim będę to czytać?

33. Marta Eloy Cichocka

Mountaga Ba czyli swaty w senegalskiej restauracji

mój czarnoskóry małżonek
z ustami pełnymi ryżu
dał za mnie trzydzieści wielbłądów
i dorzucił dwie krowy
co ja z tym zrobię w krakowie
taga ma okulary
oraz imię wielkiego marabuta
jego włosy są krótkie jak nazwisko
którym mnie poczęstował
spod jego palców toczą się dzwonka
ryby szczęśliwej w bananowym sosie
marchewki w mleku kokosowym
krople miętowej herbaty
roznosi go i nosi mnie na rękach
przytula i słucha mnie jak reggae
cała mieszczę się w jego dłoniach
cała biała
mój błyszczący małżonek
pachnie pieprzem i solą
najchętniej bym go zjadła

49. Marta Podgórnik

oddział

leżę tu i co chwila sięgam między uda.
można od tego oszaleć. pościel się lepi
do skóry jak nasączone klejem tapety
do porowatych ścian.
te wszystkie wydzieliny – ślina na poduszce,
ropa w kącikach oczu, czasem, rzadziej,
krew. i słowa. to nie jest naturalne pisać
wiersze, ktoś powiedział.
łazienka jak średniowieczna izba tortur.
nos na kafelkach. maksymalne naprężenie,
przyznałabym się teraz do wszystkiego,
kto chce posłuchać?
lekarz z niezapisaną historią choroby się
wyłania. za nim prowadzą moją kroplówkę,
cewnik i talerz tabletek. żartują, że mocz
jest treściwy po
mojej wczorajszej lekturze – „schizma” na
szpitalnej szafce. jak ma się kurwa
motywację, to się wszystko zniesie. ja nie
mam kurwa motywacji.
wiem, że to oddział niedoszłych młodych
samobójców, z których tylko paru naprawdę
chciało umrzeć, nie rozróżniam ich jednak
od reszty.

56. Maria Cyranowicz

piosenka

nie_było_dziecka_w_moim_domu_nigdy
_nie_bało_się_pająków_i_ciemności_
w_pokoju_odgłosów_burzy_ani_dużych
_psów
nie_było_dziecka_po_kryjomu_rodzic
e_moi_chowali_mnie_przede_mną_karm
ili_i _ubierali_kupowali_zabawki_i_
sprawiali_1anie_jak_jakiś_prezent_
czy_niespodziankę
nie_było_dziecka_w_moim_domu_nigdy
_nie_miało_własnego_pokoju_ani_och
oty_do_zabawy_kiwało_się_tylko_mon
otonnie_i_nie_chciało_urosnąć

72. Urszula Kozioł

Surrealizm ucodzienniony

W pięćdziesiątą rocznicę twoich urodzin
jak za dotknięciem osobliwej różdżki
zaczęły znikać ci z zasięgu ręki
różne produkty i przedmioty.
Igły, nici, nożyczki i baterie od radia
kolejno zapadały się jak pod ziemię.
Potem przyszła kolej na herbatę i kasety magnetofonowe
pończochy, bieliznę, a nawet zapałki
oraz tysiące drobiazgów
których nie sposób jednym tchem wyliczyć.
Początkowo myślałaś, że ktoś głupi kawał
robi ci w same urodziny
potem zaczęłaś podejrzewać samą siebie
że jest w tobie coś z utajonego prestidigitatora
jeszcze potem zlękłaś się
że pewnego dnia sama rozpłyniesz się bez śladu
i odtąd serio zaczęłaś mieć się na baczności.
Proces zagadkowych zniknięć trwał wystarczająco długo
i surrealizm zadomowił się na tyle
że zaczął pełnić funkcję codzienności.
Nauczyłaś się obywać bez rzeczy dawniej nieodzownych
i teraz nawet nie sprawdzasz
czy wróciły na dawne miejsca
skoro nie odczuwasz żywo ich braku.

Brak komentarzy: