czwartek, 16 stycznia 2014

Dziwne przypadki

Zaczął się poniedziałek. Zupełnie zwyczajny poniedziałek. Wieczorem okazało się, że zasnęłam w teatrze, moja przyjaciółka złamała rękę i w dodatku umarł pan sąsiad mój i aktor Teatru Nowego w Poznaniu. Wychodził zawsze ze swoim pieskiem. York Szogunek. Chodził z nim po ulicy odziany w szlafrok i z papierosem w ustach. Szczególnie o 6 czy 7 rano był to urokliwy widok. Teraz będzie inaczej. Bilans dnia uważam za dziwny. Następny dzień. Spotkanie z patologią. Zostałam opieprzona w autobusie. Nie wiem za co. Znaczy się wiem, ale nie rozumiem. Za to, że moja torba ocierała się o wózek z dzieckiem.  W nie wybrednych słowach zagrożono, że mój plecak (a była to torba) zostanie przez okno wyrzucona. Zatkało mnie. Nie wiedziałam co powiedzieć. Nic nie powiedziałam. Może i lepiej. Wywiązała się też dyskusja z licealistką odnośnie jednego z podróżników, który jest dodatkowo mizoginem oraz rasistą. Dziewczyna twierdziła, że jej to nie przeszkadza. Co więcej, uważała że bardzo fajnie, że facet jeździ po świecie i robi filmy (szkoda, że nie wiedziała że to za pieniądze jej rodziców) i książki pisze. Była przerażona. Młoda kobieta, której nie przeszkadza, że osoba wypowiadające się często w mediach (czyli opiniotwórcza) negatywnie wypowiada się o kwestiach płciowych, narodowościowych oraz religijnych. Przerażona byłam tym, że nie bierze pod uwagę całej osoby ale tylko elementy, które jej odpowiadają. Pewnie tak je wygodniej. Wrzucić każdego do szufladki, przyczepić mu łatkę. Gorzej kiedy trzeba zmienić łatkę. Najgorzej jak trzeba ją zamienić na przeciwną. 

Na koniec coś z Warszawy.

Brak komentarzy: