piątek, 5 lipca 2013

Prasówkowo


Ten chłopiec miał jakieś 6 lat. Był starannie przygotowany do wyrzucenia - owinięty w męską jesionkę, jakieś szmaty. Wypadł na pobocze. Ale potem już słychać było tylko strzały... - wspomina jeden z mieszkańców Łap, pamiętający wstrząsające historie z czasów wojny, gdy z jadących przez miasteczko pociągów z Białegostoku do Treblinki Żydzi wyrzucali swoje dzieci. Dramatyczne wydarzenia sprzed 70 lat przypomina dokument "Wyrzutki" w reż. Tomasza Wiśniewskiego i Sławomira Grunberga.
Kilkunastominutowy film - choć zebrał już kilka nagród na międzynarodowych festiwalach - w Białymstoku wcześniej nie był pokazywany. Premierowy pokaz miał w piątkową noc (21.06) w operowym amfiteatrze, w ramach trwającego tam Kina Letniego. Ów nocny pokaz był szczególny w atmosferze - najpierw wyświetlono film o dramacie w Łapach, potem - "Pokłosie" Władysława Pasikowskiego, inspirowane zbrodnią w Jedwabnem.

"Wyrzutki" w kilkunastu minutach opowiadają o jednym z wątków deportacji Żydów w 1943 roku z okręgu białostockiego do obozu zagłady w Treblince. Droga transportu prowadziła przez miasteczko Łapy, kilkanaście kilometrów od Białegostoku. Zrozpaczeni rodzice wyrzucali swoje dzieci przez niewielkie okienka w wagonach, chcąc w ten sposób ocalić je przed śmiercią. Film to relacja naocznych świadków, pamiętających wciąż wstrząsające obrazy. Na dokumentalną narrację składają się też archiwalne zdjęcia i przejmujące rysunki Stanisława Żywolewskiego z Hajnówki, który w prostej, ale wymownej formie zilustrował opowieści mieszkańców o tamtych wydarzeniach (rysunki można cały czas oglądać w gmachu opery).

Cały tekst: http://bialystok.gazeta.pl/bialystok/1,35241,14149821,Wierzyli__ze_jak_wyrzuca_dzieci_z_pociagu__to_choc.html#Cuk#ixzz2YAGmSf8e

Temu samemu człowiekowi ludzie gotowi są pomóc albo przejść obok niego obojętnie. Wszystko zależy od tego, w co jest ubrany. Takie są wyniki eksperymentu przeprowadzonego w jednym z najbardziej ruchliwych miejsc Warszawy.
Historie o tym, że nikt nawet nie zatrzymał się przy osobie, która ewidentnie potrzebowała pomocy, że ktoś umarł wśród przechodniów - słyszeliśmy wiele razy. Wzdrygamy się, ale zaraz myślimy: "To niemożliwe". Bo czy rzeczywiście możliwe, żeby ludzie dokonywali "selekcji" tych, którym udzielą pomocy? Tym bardziej że ponad 70 proc. Polaków deklaruje, że pomaga innym (tak wynika z badania CBOS).

Cały tekst: http://wyborcza.pl/1,75478,14226402,Polak_ci_pomoze__Jesli_odpowiednio_wygladasz__EKSPERYMENT_.html#MT#ixzz2YAG8iRex


Bezpieczne, przyjazne, tolerancyjne - takie powinny być polskie szkoły. Niestety często mają one bardzo mało wspólnego z poczuciem bezpieczeństwa. Alternatywą dla polskiej edukacji może być pedagogika waldorfska, która jest coraz bardziej popularna w naszym kraju, ale i również budzi coraz więcej kontrowersji...
Szkoła Waldorfska radykalnie różni się od znanych nam tradycyjnych szkół. Jako osobliwy w swej istocie pedagogiczny wzorzec zakłada zastąpienie zakorzenionych w narodowej mentalności, przynajmniej starszej części narodu, zimnych wnętrz, pełnych rwetesu towarzyszącego młodzieży szkolnej - przyjaznym, spokojnym i kolorowym wnętrzem lekcyjnych sal. Poczucie bezpieczeństwa i wspólnoty odczuwalne jest w tym modelu zaraz po przekroczeniu progu szkoły.

Ten rodzaj szkoły stanowi samorządną placówkę oświatową będącą jednocześnie jednostką zrzeszającą młodych ludzi. Obecnie posiada uprawnienia szkoły publicznej - o statusie szkoły eksperymentalnej, na podstawie decyzji Ministra Edukacji Narodowej z dnia 19 kwietnia 2011 r.

Cały tekst: 






Brak komentarzy: